niedziela, 20 maja 2012

London calling at the top of the dial

Zgodnie z niedawną obietnicą, dzisiaj powracam z pierwszą partią zdjęć z London. Miasto kontrastów, w którym nikt nie mówi po angielsku, a w cenie hostelu otrzymuje się wiksę Arabów gratis. Ale można się poczuć fantastycznie, więc już planuję come back. W tym miejscu wartałoby jeszcze wspomnieć o moim figlarnym obiektywie, który postanowił się zablokować idealnie na tydzień pobytu na Wyspach. Dlatego wszystkie zdjęcia zostały zrobione na jakimś szalonym przybliżeniu i to bynajmniej nie było dla mnie komfortowe. No ale co tam, i tak tysiąc siedemset fotek jakoś się zrobiło.
Tak jak wspomniałam jest to rzut pierwszy, dlatego oczekujcie kolejnych porcji zdjęć.
Przy okazji wszystkich, którzy w najbliższym czasie będą mieli przyjemność przebywać w Krakowie, zapraszam na wystawę mojej fotografii (więcej informacji w poście niżej).
No i na koniec tradycyjnie proszę o oglądanie w pełnej rozdzielczości.

2 komentarze:

  1. Mimo awarii aparatu - wyszły świetne. Myślę nawet, że to akcentowanie detali dodało im uroku!

    OdpowiedzUsuń