niedziela, 13 lutego 2011

We take our fears and disappear somehow

Właśnie obudziłam się po pierwszej nocce na własnych śmieciach, tuż po powrocie z Austrii. Ten kraj jest wspaniały, przekonuję się o tym co roku od pięciu lat, ale tym razem było jeszcze lepiej! Pech, że od tych cudownych stoków dzieli mnie tysiąc kilometrów, w przeciwnym wypadku śmigałabym tam dosłownie co weekend. Jest jednak jak jest, i zostają inne pasje, dajmy na to... hm... fotografia? ;)
Tak jak obiecałam prezentuję piękniego Wodzika, którego serdecznie pozdrawiam.
Wkrótce więcej i inaczej + dodałam małe co nie co do ostatniego posta (blogspot zżera zdjęcia, what a shame).

piątek, 4 lutego 2011

Rifling through a bunch of toys

Zachwycona cudnym słonkiem, zawędrowałam sobie na godzinny spacerek po Kazimierzu. Słonko trochę przygasło nim doczłapałam się do miejsca docelowego, ale mimo wszystko cośtam przytachałam ze sobą.





 



Póki co wybywam z kraju na siedem dni i nocy. Mam jednak nadzieję, że uda mi się dorwać kawałek Interneru, bo mam Wam pięknego Wodzika do zaprezentowania!

środa, 2 lutego 2011

I have to see you again and again

Uwielbiam bawić się rozpaloną świeczką i moczyć palce w roztopionym wosku. Swoją drogą byłby to ciekawy temat do zdjęć ;)
Tymczasem częstujcie się (mam nadzieję, że się nie zakrztusicie) zdjęciami z sobotniej żeglugi do Wielkiczki.








Będąc w posiadaniu listy 23 opuszczonych miejsc w Krakowie i okolicach, mam nadzieję na powtórkę z rozrywki, tym razem jednak bez odgłosów zza światów.